Dlatego tym razem na łamach bloga o bardzo niecodziennym obiekcie radiowym, który odwiedziłem w ubiegłe wakacje spędzone w niemieckiej stolicy (08/2012).
Zacząć należy od tego, że sama Teufelsberg nie powstała naturalnie. Kiedy po II wojnie światowej zachodnia część Berlina stała się enklawą kontrolowaną przez aliantów, zewsząd otoczoną przez tereny NRD znajdujące się z kolei w gestii ZSRR, posprzątanie jej ze zniszczeń wojennych okazało się bardzo kłopotliwe. W przeciwieństwie do Wschodniego Berlina, skąd gruz i zgliszcza były rozwożone do wielu miejsc w całych Wschodnich Niemczech, Berlin Zachodni zmuszony był poradzić sobie ze sprawą w całości na własnym małym terytorium. Nie było innego wyjścia, jak usypać cały gruz w jednej lokalizacji.
Na miejsce to wybrano okolicę jeziora Teufelsee, w dzielnicy Grunewald na wschód od zalewu Haweli, dokładnie w punkcie gdzie jeszcze przed wojną naziści rozpoczęli budowę akademii wojskowo-technicznej. Nie została ona jednak ukończona i tak jak w przypadku innych obiektów służących hitlerowcom, zdecydowano o jej wyburzeniu. Stojące fundamenty i część budowy były podobno tak solidne że nie dały się wysadzić żadnymi materiałami wybuchowymi, zostały więc zasypane zwożonymi gruzami. Proces trwał przez lata. W 1972 roku kubatura osiągnęła 26 milionów metrów sześciennych gruzu. Po przysypaniu wszystkiego warstwą ziemi (w celu zazielenienia), Teufelsberg urosła do 80 metrów ponad otaczającym terenem, 115 metrów powyżej poziomu morza - tym samym dorównując najwyższemu naturalnemu wzniesieniu w granicach Berlina - górze Großer Müggelberg.
To uczyniło Teufelsberg atrakcyjną z kilku względów... Po pierwsze - na stoku wybudowano skocznię narciarską. Po drugie, najistotniejsze dla mnie - na jej wierzchołku Amerykanie postanowili zlokalizować jeden z największych kompleksów nasłuchowych na świecie.
W ciągu paru lat na Teufelsberg stanęła bardzo osobliwa budowla - cztery ogromne szarobiałe kopuły, tzw. radony stacji nasłuchowej. Nie trzeba wspominać, że były one całkiem dobrze widoczne również ze wschodniej części Berlina, co musiało Sowietów niesamowicie rozsierdzić. Oto Amerykanie pobudowali sobie bazę do nasłuchu... no właśnie czego? Informacje o zastosowaniu stacji nasłuchowej na Teufelsberg zawsze były ponadziewane słowani "podobno", "prawdopodobnie", "spekulowano"... Tak więc podtrzymując tę manierę dodam, że podobno berlińska stacja była ogniwem światowej sieci nasłuchowej Echelon.
Z pewnością była to bardzo czuła aparatura. Kiedy w niedalekim Zehlendorfie na lokalnym festiwalu postawiono diabelski młyn, okazało się że w jakiś tajemniczy sposób jego konstrukcja sprzyja propagacji i radar na Teufelsberg zbierał wyraźniejsze sygnały i odczyty. Podobno z tego względu koło diabelskiego młynu pozostawało w swoim miejscu nawet po zakończniu festiwalu. To mówią jej byli Amerykańscy operatorzy.
Oni też założyli stowarzyszenie działające po zamknięciu stacji nasłuchowej, a mające za zadanie utwalenie pamięci o tym miejscu i jego funkcji. Choć budynki nadal stoją na wierzchołku góry, przez ponad 20 lat trafiały z rąk do rąk prywatnych inwestorów. W dawnych pomieszczeniach miał powstać hotel, punkt widokowy, czy muzeum szpiegostwa. Aktualnie teren wraz z zabudowaniami jest w rękach miasta, które nie ma pomysłu, co z tym fantem zrobić. Może jest to też celowe działanie - rozgrzebywanie historii Teufelsbergu mogłoby zaszkodzić dyplomacji Niemiec.
Wyprawa na Teufelsberg
Na "Diabelską Górę" trafiłem już pierwszego dnia pobytu w Berlinie. I jak się okazało - podczas całej wyprawy, właśnie to miejsce okazało się najciekawsze:)Dotarcie jest bardzo proste - wystarczy podjechać S-Bahnem na stację Heerstrasse i udać się uliczką... Teufelsbergchaussee (mniejsza ulica wiodąca na południowy-zachód od stacji). Istnieje całe mnóstwo punktów podejścia pod górę. Kilka z nich prowadzi pierw na niższą górkę obok, o płaskim i trawiastym szczycie, co sprawia że jest atrakcyjna dla fanów puszczania latawców, a jej strome zbocza - jazdy downhill. Dodatkowo między tym płaskowyżem, a właściwym, wyższym szczytem, w lasku skryta jest około 10-metrowa ściana wspinaczkowa (właściwie to "kloc" do wspinania).
Jeżeli zdecydujemy się jednak zmierzać dalej asfaltową Teufelsbergchaussee nie próbując zbaczać nigdzie wcześniej, zawiedzie nas (przechodząc w betonowe płyty, a następnie asfaltową ścieżkę) pod samą bramę dawnej stacji nasłuchowej.
W tym miejscu trafiła nam się niespodzianka - prowizoryczna bramka wejściowa i "kasa biletowa", zbite ze znalezionych w na śmietniku mebli i kawałków metalu. Chociaż ogrodzenie było długie w obwodzie i na pewno nie wszędzie szczelne, sympatyczny "kasjer" namawiał, by za drobną opłatą 10euro skorzystać z "oficjalnego" wejścia. Długo zastanawialiśmy się nad tym, w międzyczasie wypytując "kasjera" o różne ciekawostki zwiazane z miejscem - podobno na dniach miał odbyć się tu festiwal kultury undergoundowej ArtBase 2012 (owszem, już od bramy było widać artystów powlekających farbą w sprayu ściany jakiejś stróżówki). Ze sporą dawką zasięgniętej wiedzy daliśmy się przekonać i ostemplować na ręku ("bilet"). Nie wiem, czy był to "interes życia", przynajmniej squattersom się zarobiło..
Pierwszym krokom postawionym za bramą towarzyszyło wielkie "Wow!", wywołane widokami, jakich nie spodziewalibyśmy się w stolicy zachodnioeuropejskiego kraju, którego obywatele uważani są za największych czyściochów na świecie. Pierwsze pomieszczenie znajdujące się w budynku o ciekawej architekturze (na zdjęciu poniżej) oferowało chaos porozrzucanych kawałków drewna, stert przeróżnego rodzaju śmieci, wśród których można był osobie wygodnie usiąść na... sofie.
Niektóre pomieszczenia były tak ciemne, że obejrzałem je dopiero na zdjęciach zrobionych "w ciemno" z lampą.
To niesamowite, że obiekt, który był w przeszłości własnością amerykańskiego wojska, a przez to (domyślam się) musiał być cholernie tajny i niedostępny dla cywili, teraz - choć nieformalnie, to de facto - trafił w ręce squattersów i miejskich artystów.
Byli oni obecni na miejscu także kiedy i my tam przebywaliśmy - przygotowywali murale i instalacje artystyczne, najczęściej składające się z odpadów po imprezach, czyli puszek, pudeł itp. Jedna z ekip porozumiewała się po polsku:) Nie przeszkadzaliśmy im jednak, zresztą wrażenie było tak ogromne, ze jedyne pytanie, na jakie wówczas miałem możliwość się zdobyć to: "Czy to nie sen?!"
Pracującym na miejscu performerom przyświecał manifest, widoczny w prawym dolnym rogu na poniższym zdjęciu, wymalowany na ścianie "regulamin". Jego dwie zasady to: No violence, no vandalism. Mnie najbardziej ujęła dalsza część - "Wir verlassen diesen Ort sauberer als ihn vorgefunden haben", w której wystarczyło, że w niemieckim słowie "sauberer" przemalowano pierwszą literę i z "Pozostawiamy to miejsce czystszym, niż je zastaliśmy" zrobiło się "...magiczniejszym, niż zastaliśmy".
Na terenie dawnej stacji nasłuchowej znajduje się 5 radonów, czyli kopuł dla anten radarów. Dwa z nich znajdują się na samotnie stojących wieżyczkach, z których jedna - z cegły - sprawiała najbardziej sympatyczne wrażenie.
Dalsze trzy radony umieszczone są na wierzchu "głównego" budynku stacji. By się do niego dostać, należy odszukać schody. Wiodą one od razu na 1 piętro (a piętra są dosyć wysokie ~4-5metrów). Wnętrza na każdym piętrze są podzielone wieloma niesięgającymi sufitu ścianami. Trudno mi stwierdzić, czy istniały one już w czasach pełnej funkcjonalności stacji nasłuchowej, czy powstały po jej zamknięciu.
W każdym razie warto przejść każde piętro wzdłuż i wszerz, bowiem to prawdziwa galeria miejskiej sztuki. Oto jedne z ciekawszych murali:
Schodami na kolejne piętro (jest niedziałająca winda)...
I kolejne piętro z korytarzem między dziełami sztuki:
A oto i dach nad trzecim piętrem. Widok w dół jest imponujący. Wokół po horyzont również musiał być nie gorszy, ale tego dnia niebo zasnuły chmury i zaczął siąpić kapuśniak i pozbawił nas odległych widoków - powoli w deszczu znikały Fernsehturm/Alex i maszty radiowe na Britz'u. Widoczny był za to pobliski maszt radiowy RBB/Scholplatz, a nawet pojedyncze statki zacumowane w zatoce Haveli.
Dwa radony na dachu miały spore ubytki materiału u spodu, ale niektóre skrawki znikały w iście artystycznym stylu - jeżeli powiększycie poniższe zdjęcie, przez wycięty trójkąt na prawo obok napisu "Memory card error" widać "minkę" wyciętą na ciemnej przeciwnej ściance kopuły...
Jaką średnicę mają radony? Około 8-10 metrów... Ogromne!
Oglądane z odpowiedniej perspektywy - a dokładniej: z kierunku południowego, kształt bazy na Teufelsbergu przywołuje falliczne skojarzenia - dwie kule po bokach i wysoka, kuliście zwieńczona wieża pomiędzy nimi. Nie wiem, czy to właśnie było celem amerykańskich architektów wojskowych, ale politycznie adekwatnie do tamtych czasów byłoby, gdyby "ch_j" ustawiony był na wschód:)
I na koniec - danie główne: 5-piętrowa, główna wieża na obiekcie; na szóstym zatknięta jest najwyższa i najlepiej zachowana kopuła. Jest w niej niemal tak ciemno, jak w niektórych pomieszczeniach kompleksu. Najważniejsze - powłoka była nietknięta i całkowicie szczelna, co powoduje ze w tym kulistym pomieszczeniu panuje niesamowita akustyka!!!!! Nie słyszałem takiej w żadnej świątyni, na żadnym zamku. Tu nawet szept wzmacniany był niemal do krzyku, więc rozmowę należało wewnątrz prowadzić poniżej typowej głośności - było o to ciężko, bo byliśmy niesamowicie podekscytowani, tak samo jak parę innych osób z innych ekip.
Aaa, no tak... w najwyższym radonie było tylko to jedno "okno na zewnątrz":
Czego słuchali Amerykanie na szczycie sztucznej góry Teufelsberg? Czy miało to wpływ na losy powojennej Europy? Dlaczego tak ważny obiekt wojskowy jest dziś tak łatwo dostępny cywilom? I kto wniósł sofę do pomieszczeń na dole?
history + radio + mystery + alter_art
-this is the Teufelsberg-experience!
byłem tam w listopadzie 2011 r. świetne miejsce. i te widoki. wrzuty czy całe otoczenie. zdjęcia są przekozackie.
OdpowiedzUsuń